Zdjęcia wykonałam w sierpniu 2017 r. |
Kamienica Alfreda Binzera powstała w latach 1913-1914 według projektu Karola Jankowskiego i Franciszka Lilpopa. Rzeźby są dziełem rzeźbiarza Edwarda Bartłomiejczyka.
Cytuję, zresztą również cytowany, fragment artykułu z 11 czerwca 1993 r. Źródło: http://forum.gazeta.pl/forum/w,437,11404886,11404886,Klonowa_12_zdjecia_informacje_.html :
"W 1906 r. inżynier Alfred Binzer kupił plac w Warszawie na rogu ul. Flory i
Klonowej. Inżynier dorobił się na elektryfikacji stolicy - wymieniał instalacje
gazowe na elektryczne, doprowadzał prąd do banków i kościołów.
W 1914 r. na wykupionym przez Binzera placu stanęła sześciopiętrowa, luksusowa
kamienica czynszowa z klatką schodową wyłożoną płytami z marmuru. Alfred Binzer
z żoną Albertyną i synem Jerzym zamieszkali na piątym i szóstym piętrze.
- Sam przedpokój miał powierzchnię dwóch kawalerek. Wjeżdżało się wprost do
niego windą. Mieszkania miały ok. czterech metrów wysokości. Było kilka
sypialni i duży pokój gościnny - mówi synowa Alfreda Eugenia Binzer.
Na szóstym piętrze było jedno pomieszczenie ("około 200 metrów kwadratowych"),
gdzie mąż pani Eugenii - Jerzy - jako dziecko jeździł na rowerze ("to było
takie przedszkole, żeby nie wychodził z domu").
- Nikt nie bał się złodziei, bo na dole był stróż - dodaje pani Eugenia.
Destylowana w kaloryferach
Pozostałe mieszkania Binzer wynajmował. Mieszkali tu m.in.: znany warszawski
cukiernik Dakowski, inżynier Wierusz-Kowalski, artysta rzeźbiarz Jackowski,
państwo inżynierostwo Zawadzcy oraz spokrewniona z prezydentem Starzyńskim
rodzina Brunów (współwłaściciele firmy handlowej Block-Brun SA).
- Teść bardzo dbał o kamienicę. Nie do pomyślenia było ogrzewanie mieszkań
ciepłą wodą z wodociągów. W kaloryferach musiała być specjalna woda
destylowana. Rzecz jasna nie ot tak sobie, ale żeby nie niszczyć drogiej
instalacji - mówi Eugenia Binzer.
Pani Eugenia jest starszą, skromną osobą. W 1939 r. przyznano je Krzyż
Walecznych za udział w obronie Szpitala Ujazdowskiego. Orderu jednak nie
dostała do dzisiaj. W rozmowie towarzyszy nam Tadeusz Józef Pokora przysłany
przez prezydenta Szypowskiego. Podpowiada pani Eugenii, które dokumenty powinna
mi pokazać, a które schować.
Myśleliśmy, że Ruscy oddadzą
W 1939 r. na szóstym piętrze - tam gdzie mąż pani Eugenii Binzer jako dziecko
jeździł na rowerze - wojsko urządziło punkt obserwacyjny. Kamienica przy ul.
Flory 1 była najwyższym budynkiem w okolicy. - Przez lornetki było widać
Niemców czyszczących działa na Polu Mokotowskim - wspomina pani Eugenia.
Rodzina Binzerów mieszkała przy Flory do 1942 r. Wtedy okupanci postanowili
urządzić w tej części miasta ekskluzywną dzielnicę tylko dla Niemców.
Dotychczasowym właścicielom i lokatorom kazano się wynieść w ciągu 24 godzin: -
Teść zawinął najcenniejsze przedmioty w obrus i wybiegł z mieszkania. Potem
wpadł jeszcze na chwilę i powycinał obrazy z ram. Mieszkanie przydzielono
volksdeutschom.
Binzerowie przenieśli się do rodowego majątku w Kludnie Starym koło Grodziska
Mazowieckiego.
- Ukrywaliśmy dwóch Żydów i jednego Sowieta z Ukrainy. Myśleliśmy, że po
wyzwoleniu, nawet jak Ruscy przyjdą, dostaniemy kamienicę z powrotem. W końcu
byliśmy trochę zasłużeni - mówi pani Eugenia.
Wojsko remontuje - w zamian użytkuje
Po wojnie pan Jerzy Binzer - jako współwłaściciel majątku ziemskiego - dostał
zakaz przebywania w Warszawie. Wynajmował mieszkania kolejno w Łodzi,
Stanisławowie i Ostródzie.
Biuro Odbudowy Stolicy, do którego zaraz po wojnie zwrócił się o pozwolenie na
remont uszkodzonej przez bombę kamienicy, odpowiedziało, że jego dom w ogóle
nie powinien istnieć, ponieważ "jego sytuacja jest sprzeczna z opracowanym w
1928 r. projektem planu zabudowy (...) oraz ustawą budowlaną z 1938 r.". Zgody
oczywiście nie wydano.
Do remontu kamienicy przystąpiło natomiast polskie wojsko. Po kilku miesiącach
do kamienicy wprowadzili się oficerowie radzieccy. Wojskowy rzeczoznawca
ocenił, że dom był zburzony w 51 proc., a remont kosztował 20 mln 185 tys.
ówczesnych złotych. Wycena nie podlegała weryfikacji i nie można było jej
zaskarżyć do sądu.
Binzerowie uważają, że była nieprawdziwa: widzieli po wojnie kamienicę i
wiedzą, że była tylko nieznacznie uszkodzona przez bombę.
W lutym 1949 r. Binzer poprosił listownie Bolesława Bieruta o pomoc w
odzyskaniu kamienicy. Odpowiedział mu Ignacy Klajnerman, dyrektor biura
prawnego Kancelarii Prezydenta: "Zgodnie z obowiązującymi przepisami
Ministerstwu Obrony Narodowej służy prawo użytkowania nieruchomości do czasu
zamortyzowania poczynionych nakładów". Rok później architekt Stanisław Cecejko
z warszawskiej rady narodowej orzekł, że zainwestowana w remont kwota pozwala
MON-owi użytkować kamienicę do 20 listopada 1972 r.
Wieczysta tajemnica państwowa
- Ale w latach 60. - mówi Eugenia Binzer - władze bezprawnie założyły księgę
wieczystą, w której MON został wpisany jako jedyny właściciel budynku.
Część mieszkań sprzedano lokatorom. Księga została opatrzona odręczną
adnotacją: "Proszę o przechowywanie złożonej księgi wieczystej zgodnie z pismem
okólnym Ministra Sprawiedliwości numer 26 (...) w sprawie zabezpieczenia
tajemnicy państwowej (...). Przechowywać odrębnie jako dokument z zachowaniem
tajemnicy państwowej".
Dopiero gdy w latach 70. Eugenia Binzer podjęła starania o zwrot kamienicy,
dowiedziała się, że w nowej księdze wieczystej jej teść Alfred w ogóle nie
figuruje jako właściciel, zaś dom, który powinien należeć się jej jako
spadkobierczyni, zabrano powołując się na dekret prezydenta Bieruta z 1945 r.
My mieszkań nie oddamy
Kamienica przy ul. Flory 1 robi wrażenie zadbanej. Ale schody na klatce
schodowej nie są - jak za czasów Alfreda Binzera - pokryte marmurami, lecz
szarymi kafelkami. Przedwojenne mieszkanie stróża (ze specjalnym oknem, przez
które widać całą klatkę schodową) służy jako gabinet odnowy biologicznej.
Pomieszczenie obok wynajmuje lekarz-ginekolog.
- Tu mieszkają prawie sami emerytowani wojskowi lub ich rodziny - mówi pan
Wacław, jeden z lokatorów. Pan Wacław pochodzi z Wileńszczyzny i śpiewnie
zaciąga: - Większość mieszkań jest już wykupiona, więc po co były właściciel
stara się o zwrot kamienicy? Na co mu ona, jak nie będzie miał mieszkań? My ich
przecież nie oddamy. A niby z jakiej racji?
Pan Wacław twierdzi, że w 1946 r. własnymi rękami odbudowywał kamienicę.
Do domu wraca jego sąsiad. - Cześć i chwała, Klemens - wita go pan Wacław. Obaj
panowie wypowiadają się anonimowo. Zastrzegają, że nie wolno podawać numerów
ich mieszkań. - Ja wżeniłem się w to mieszkanie. Nie mam więc nic wspólnego ani
z nowym, ani ze starym właścicielem - mówi pan Klemens.
Za namową prezydenta Unii Właścicieli Nieruchomości Eugenia Binzer zamierza
wystąpić niebawem do Ministerstwa Budownictwa o unieważnienie nacjonalizacji
kamienicy.
- Kodeks postępowania administracyjnego pozwala nam unieważnić tylko te
decyzje, które wydano bez podstawy prawnej lub z rażącym naruszeniem prawa -
mówi Apoloniusz Szejba zajmujący się reprywatyzacją w Min. GP i Budownictwa.
Sądzi jednak, że po wojnie blisko 90 proc. decyzji o odebraniu właścicielom
kamienic wydano bezprawnie."
Znalazłam informację, że kamienica należała również do Drozdowicza (nie jestem pewna Kto był pierwszym właścicielem kamienicy ?).
Od 1998 r. w budynku funkcjonuje Wspólnota Mieszkaniowa.
Obecnie w kamienicy działają m.in. prywatne firmy.
Ciekawostka:
1. W budynku mieszkała m.in. Felicja Fornalska (1893-1987) - działaczka ruchu robotniczego, Pani Marszanowa - lekarka.