niedziela, 7 lipca 2013

Kat z Mokotowa - zamiast kolejnego miejsca, miłej lektury

 Kat z Mokotowa
 Zdj. z albumu Jacka Pawłowicza przedstawiające Piotra Śmietańskiego

W 2003 r. Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął śledztwo, które miało doprowadzić do skazania osób odpowiedzialnych za śmierć rotmistrza Witolda Pileckiego, bohatera całego europejskiego ruchu oporu w latach II Wojny Światowej, to zostało ono wkrótce umorzone głównie z powodu śmierci poszukiwanych osób.  
Spośród obecnych na egzekucji:
zastępcy naczelnika Wiezienia Mokotowskiego Ryszarda Mońki,
prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej Stanisława Cypryszewskiego,
lekarza Kazimierza Jezierskiego,
ks. Wincentego M. Martusiewicza,
oraz dowódcy plutonu egzekucyjnego,
przesłuchany został jedynie Ryszard Mońko.
Pozostałe osoby nie zostały w tej sprawie przesłuchane, bowiem jak ustalono:
Stanisław Cypryszewski zmarł 19 lutego 1983 roku w Warszawie,
Kazimierz Jezierski zmarł 24 czerwca1994 roku w Podkowie Leśnej,
ksiądz Wincenty Martusiewicz – zmarł 12 marca 1969 roku w Warszawie.
O powyższych faktach informował prokurator Bogusław Czerwiński, szef warszawskiego pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej.

Nigdy jednak nie ustalono, co stało sie z Piotrem Śmietańskim. To Piotr Śmietański, dowódca plutonu egzekucyjnego w Więzieniu Mokotowskim w latach 1948-49, był osobą bezpośrednio odpowiedzialną za wykonanie wyroku śmierci na rotmistrzu Pileckim. Piotr Śmietański, urodził się 27 czerwca 1899 roku, był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa, zwanym „Katem z Mokotowa”. 17 stycznia 1945 roku został funkcjonariuszem sekcji VII wydziału I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie w randze wywiadowcy. Od lipca pełnił funkcję referenta w sekcji specjalnej, od 1 stycznia 1946 roku oddziałowego, od lutego wywiadowcy w sekcji 1 (realizacja) wydziału IV A (śledczego) a od 3 sierpnia 1946 roku agenta zaopatrzenia w wydziale gospodarczym. Od 1 lutego 1947 roku pozostawał do dyspozycji szefa i w randze starszego sierżanta był dowódcą plutonu egzekucyjnego w Więzieniu Mokotowskim w Warszawie. Był „jednoosobowym plutonem”, osobiście uśmiercał skazańców strzałem w tył głowy. W okresie stalinowskim był wykonawcą wyroków śmierci na wielu żołnierzach podziemia niepodległościowego, „żołnierzach wyklętych”, byłych żołnierzach Armii Krajowej, w tym m.in. na bohaterskim komendancie Hieronimie Dekutowskim, ps. „Zapora”. Bywało, ze mordował wielu ludzi w ciągu jednego dnia. 25 maja 1948 roku wykonał wyrok śmierci na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Za pozbawienie życia więźnia otrzymywał on tysiąc złotych, podczas gdy pensja nauczycielska w tym okresie wynosiła sześćset złotych. Od 1 września 1948 roku do śmierci pracował jako oficer do zleceń w wydziale ogólnym Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. 9 lat temu rozpoczęto poszukiwanie osób, które wraz z „Katem z Mokotowa” doprowadziły do śmierci Witolda Pileckiego, nigdy jednak nie udało się dotrzeć do Śmietańskiego. Stwierdzono, że wszystkie dane personalne dotyczące „Kata z Mokotowa” zostały …usunięte z oficjalnych archiwów rządowych!
Osoba ta …zniknęła zarówno z polskiej ewidencji kadrowej, jak i PESEL. Nie figuruje w ewidencji m.in. Departamentu Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej, ewidencji Wydziału Kadr Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Centralnego Archiwum Wojskowego, Archiwum Wojsk Lądowych i jego trzech filii, Biura Ewidencji i Archiwum b. Urzędu Ochrony Państwa oraz  Biura Ewidencji i Archiwum Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej.
Osoba o wskazanym wyżej imieniu i nazwisku nie figuruje w bazie PESEL w Polsce (w interesującym przedziale wiekowym) – mówi prokurator Bogusław Czerwiński.
Wobec tego śledztwo zostało wstrzymane w 2004 r.
Zdjęcie starszego sierżanta Piotra Śmietańskiego, po raz pierwszy opublikowano w albumie Jacka Pawłowicza Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948 (Wydawnictwo Instytutu Pamięci Narodowej, 2009 rok). Co do śmierci Śmietańskiego pojawiły się dwie, niepotwierdzone informacje. Według Tadeusza Płużańskiego, znawcy podziemia antykomunistycznego, Śmietański wyemigrował z Polski do Izraela w 1968 roku. Natomiast według ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej zmarł na gruźlicę w lutym 1950 roku.
Urodzony w roku 1899 Śmietański z całą pewnością już nie żyje, jego działalność bez żadnych wątpliwości można uznać za zbrodniczą. Natomiast fakt dosłownego „wyczyszczenia” wszystkich archiwów z całą pewnością powinien znaleźć się także dzisiajw zainteresowaniu prokuratury. Jeśli postępowanie nie zakończyłoby się skazaniem konkretnych osób to trzeba napiętnować przestępstwo.
Zachował się protokół wykonania wyroku śmierci na Witoldzie Pileckim z podpisem Śmietańskiego (ostatni).

Sanktuarium św. Andrzeja Boboli



Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie – kościół – sanktuarium pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli znajdujące się u zbiegu ulic Boboli i Rakowieckiej (pod numerem 61) w warszawskiej dzielnicy Mokotów.
Parafia erygowana 20 grudnia 1952 r. przez abp. Stefana Wyszyńskiego z części parafii św. Michała na Mokotowie i św. Szczepana na Mokotowie. Dekret erekcyjny wszedł w życie 1 stycznia 1953 r. Przez pierwsze lata parafia korzystała z kaplicy w jezuickim Domu Pisarzy istniejącej od 1935 r.
Kościół pw. św. Andrzeja Boboli, zbudowany w latach 1980-1988 wg projektu arch. Bohdana Madejowskiego przez ojców jezuitów. Poświęcony 17 kwietnia 1988 r. przez kard. Józefa Glempa w 50. rocznicę kanonizacji św. Andrzeja Boboli.

Procesja z relikwiami św. Andrzeja Boboli (1938 r.)
 Relikwie
Św. Andrzej Bobola był polskim jezuitą i misjonarzem. Został pojmany 16 maja 1657 r. przez kozaków. Za to, że odrzucał błędy schizmatyków i z wielkim pożytkiem głosił wiarę katolicką, zamęczono go w okrutny sposób na śmierć w rzeźni w Janowie Poleskim.
20 czerwca 1938 r. Umieszczenie relikwii św. Andrzeja Boboli w kaplicy Jezuitów w Domu Pisarzy.
W dniu 16 maja 2002 r. św. Andrzej Bobola, dekretem Stolicy Apostolskiej z dnia 13 III 2002 r. został ogłoszony Patronem Polski.

 Ciekawostki:
  1. W kościele znajdują się witraże autorstwa Teresy Reklewskiej;
  2. Przed sanktuarium znajduje się krzyż, przewieziony z Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, który zagrożony był zniszczeniem po ogłoszeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r.

czwartek, 4 lipca 2013

Skwer Stanisława Broniewskiego "Orszy"

Skwer Stanisława Broniewskiego "Orszy" (dawniej plac Stachiewicza) – skwer położony między ul. Różaną, ul. Puławską i ul. Dąbrowskiego.
Pusta przestrzeń w tym miejscu, w widłach ul. Puławskiej, ul. Różanej i ul. Szustra, została zaplanowana już w latach 30. XX wieku i miała nosić nazwę plac Stachiewicza, nawiązując zapewne do Juliana Stachiewicza, historyka wojskowości i generała Wojska Polskiego. Jego imię nosił również pobliski zespół szkół przy ul. Różanej. Plac został obudowany kamienicami od strony południowej i zachodniej, sam jednak nie został w pełni uporządkowany. Dopiero po wojnie zorganizowano tu skwer, a pozostałe pierzeje zabudowano. Usunięto patrona placu, który nigdy szerzej nie zaistniał na planach miasta, pozostawiając skwer bezimiennym. Obecną nazwę, skwer Stanisława Broniewskiego, uzyskał on 28 maja 2009 r. na mocy uchwały Rady Miasta nr LVI/1703/2009, odwołując się do Stanisława Broniewskiego "Orszy", ekonomisty i naczelnika Szarych Szeregów, który mieszkał w pobliżu przy ul. Grażyny.
Na skwerze znajduje się tablica upamiętniająca łączniczki i sanitariuszki Armii Krajowej, które niosły pomoc rannym żołnierzom podczas powstania warszawskiego, w szczególności Ewę Matuszewską „Mewę”. Tablicę odsłonięto w październiku 2010 r. 
 Ciekawostki:
  1. Na terenie skweru znajduje się restauracja Osteria Limoni Canteri;
  2. Ulokowane od ul. Dąbrowskiego miejsce Warburger, można skonsumować np. Kacburgera.

Kamienica (+ Tablica Tchorka)- ul. Sandomierska 23 (róg ul. Rakowieckiej)

U zbiegu Sandomierskiej i Rakowieckiej stoi 5-cio kondygnacyjna, narożna kamienica, wystawiona w stylu eklektycznym dla mistrza piekarskiego Karola Alfreda Tschirschnitza, około 1906 r.



Pierwotnie kamienica miała trzy ozdobne szczyty, umieszczone nad głównymi osiami. Zostały one usunięte podczas powojennej odbudowy – budynek bowiem podczas Powstania Warszawskiego, został poważnie uszkodzony.
Rok 1906, to nie jest jednak jedyna data związana z tym budynkiem. Bowiem wcześniej, w 1898 r. na terenie obecnej posesji Sandomierska 23, Tschirschnitz, za namową swojej żony Sabiny z Wandlów pochodzącej również  z rodziny piekarzy, wybudował piekarnię, której relikty do dziś przetrwały w oficynie, w podwórzu kamienicy.

Jest wielce prawdopodobne, że oprócz samej piekarni wybudowana została również niewielka piętrowa kamienica, która posłużyła, jako "baza" dla tej z 1906 r. Ślady po tej rozbudowie widać, jeśli uważnie wpatrzy się w poziome podziały na elewacji. Między pierwszym, a drugim piętrem biegnie charakterystyczny gzyms, z reguły stanowiący pozostałość po linii stropu starszego budynku.

Tablica Tchorka.
Tablica upamiętnia ofiary zbrodni popełnionej przez Niemców w czasie powstania warszawskiego. 4 sierpnia 1944 żołnierze Waffen-SS z koszar Stauferkaserne, wsparci przez spieszonych żołnierzy Luftwaffe z koszar przy ul. Puławskiej, przystąpili do pacyfikacji domów przy ulicy Rakowieckiej i na sąsiednich ulicach. W kamienicy przy ul. Sandomierskiej 23 zastrzelono wówczas ok. 9 polskich cywilów. W gronie ofiar znalazły się dwie ranne dziewczyny, które pozostawiono w podpalonym budynku, aby spłonęły żywcem. (Źródło: Motyl i Rutkowski 1994, s. 143–144.).

Poniżej zdjęcie małej tabliczki informującej, kto zajmuje się tablicą Tchorka.


Ciekawostki:
  1. W latach międzywojennych firma Tschirschnitza miała pięć sklepów na Śródmieściu oraz drugą piekarnię przy ul. Lewickiej 18. 
  2. Od ulicy Sandomierskiej wywodzi się nazwa chleba sandomierskiego, którego proces wytwarzania został opatentowany. Piekarnia działała jeszcze dość długo po II wojnie światowej, jako placówka uspołeczniona.

    Aktualizacja.
Poniżej zamieściłam zdjęcia wykonane przeze mnie pod koniec czerwca 2016 r.(od strony podwórza).

Zaczynam od oficyny.
Brama, wejście na klatkę schodową. Ujęcie robione oczywiście z podwórza w stronę ul. Sandomierskiej.
Takie dwie tablice zostały umieszczone w bramie, niedaleko wejścia do jednej z klatek schodowych.

środa, 3 lipca 2013

Budynek Wedla - ul. Puławska 28


 Źródło: "Dzieje Mokotowa" z 1972 r..

Równie pięknej kamienicy z lat 30-tych próżno szukać w całej Warszawie. Płaskie dachy, zaokrąglony narożnik kojarzyć się mogą nieco z sylwetką statku dryfującego w przestrzeni miejskiej. Budynek zbudowany dla króla czekolady Emila Wedla w 1936 r. uchodzi za podręcznikowy przykład warszawskiego funkcjonalizmu. Jest dziełem Juliusza Żurawskiego.
W formach zewnętrznych budynku łatwo doszukać się inspiracji twórczością słynnego architekta francuskiego Le Corbusiera. Budynek do lat 70-tych miał w części niezabudowany parter, wsparty na słupach konstrukcyjnych, horyzontalne pasy okien, płaski dach i możliwość dowolnego kształtowania mieszkań. Przez parter od ulicy widać było pełen uroku ogród ożywiony niegdyś małym basenem i rzeźbami. Pustka na parterze miała przed wojną swoje uzasadnienie. Szykowano się do przyszłej wojny i sądzono, że nieprzyjaciel będzie na miasto zrzucał bomby z gazami trującymi. Niezabudowany parter miał ułatwiać przewietrzanie ulic.
Niżej zaś znajdziemy wejście do sklepu o marmurowych ścianach i wnętrzu niemal niezmienionym od chwili powstania gmachu.

Jedną z cech charakterystycznych budynku jest kratownica umieszczona na dachu, na której niegdyś znajdował się neon firmy E. Wedel. Zgodnie z duchem stylu międzynarodowego, budynek nie miał zdobień zewnętrznych (poza płaskorzeźbą Tygrys Stanisława Tomaszewskiego). W środku oraz na podwórzu znajdowało się wiele dzieł sztuki, m.in. rzeźby Stanisława Tomaszewskiego czy obraz Zofii Stryjeńskiej Taniec góralski.
Taniec góralski

Budynek był bardzo dobrze wyposażony, miał eleganckie windy, chromowane  skrzynki pocztowe, spalarnie śmieci, zbiorczą antenę radiową, a klatki schodowe wyłożone były ozdobną terakotą.
W latach 60. XX w. parter budynku został zabudowany i umieszczono w nim sklepy, a ogród, wraz ze znajdującymi się tam rzeźbami, zniszczono.
Do renowacji, przeprowadzonej w 2008 roku, na elewacji widoczne były ślady kul z czasów II wojny światowej. Podczas remontu użyto tynku sprowadzonego z Niemiec o składzie niemal identycznym z oryginalnym. Mimo to skucie oryginalnej elewacji oraz ogólny efekt renowacji wywołały liczne kontrowersje.
Pierwszy od 70 lat remont elewacji polegał głównie na wymianie tych tynków. Wspólnota Dom Wedla wystarała się o 670 tys. zł miejskiej dotacji (79 proc. kosztów robót). Projektant remontu Leszek Tischner twierdził, że wszystkie tynki trzeba było skuć, bo odpadały od ścian. Nowe miały być identyczne.

 Dom Wedla przed remontem



Dom Wedla po remoncie

Ciekawostka:
  1. Znalazłam ofertę sprzedaży jednego z mieszkań z I-ego piętra. Metraż: 71 mkw, 3 pokoje za cenę 820 000 zł.
  2. Druga oferta już nieaktualna, ale bardzo ciekawa. Piętro III, metraż 88 mkw, do remontu, cena 940 000 zł. Podano czynsz przy założeniu, że będzie mieszkać jedna osoba: 760 zł. Mieszkanie składa się z 4 pokoi, kuchni, służbówki, łazienki z oknem, wc oddzielne również z oknem, przedpokoju przy wejściu do mieszkania i przedpokoju przy sypialniach. Wysokość mieszkania 3 m.
=script> async src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js">