wtorek, 30 lipca 2013

Polskie Towarzystwo Radiotechniczne przy ul. Narbutta 29



 Budynek P.T.R. przy ul. Narbutta 29

Polskie Towarzystwo Radiotechniczne (P.T.R.) – przedsiębiorstwo (spółka akcyjna), powstałe w 1923 r. przez połączenie spółek Farad i Radjopol (pierwszym dyrektorem został Józef Adam Plebański). Zajmowało się konstruowaniem i wytwarzaniem sprzętu radiotechnicznego (nadawczo-odbiorczych stacji radiotelegraficznych, lamp elektronowych, odbiorników radiowych).

75% udziałów P.T.R. miały koncerny zagraniczne, gł. Marconi Wireless Telegraph i Société Française Radioélectrique. P.T.R. odegrało istotną rolę w organizowaniu polskiej radiofonii, m.in. uruchomiło 1 lutego 1925 r. pierwszą w Polsce radiową stację nadawczą i przeprowadziło pierwszą audycję radiową na długości fali 385 m. W 1928 r. zostało przekształcone w Polskie Zakłady Marconi SA.

Dyrektor P.T.R. Roman Rudniewski. 1 lutego 1925 r. na fali 385 m. przed mikrofonem warszawskiego studio zainaugurował działalność radia w Polsce. Cały program trwał 1 godzinę. Mogło wysłuchać go 170 zarejestrowanych abonentów radiowych w Polsce.  

Później zaczął się sezon burz, radio przerwało emisje. Powrócono do nich po uspokojeniu się pogody - jesienią. Jednak nie na długo. P.T.R. wyrosła konkurencja. Jesienią 1925 r. powstało Polskie Radio sp. z o.o. Swoją pierwszą rozgłośnię uruchomiło przy ul. Kredytowej. P.T.R., które miało rozgłośnię próbną, nie dostało koncesji i nie mogło finansować się z abonamentu. W kwietniu 1926 r. zaprzestało emisji programów.

Pracownicy częściowo przenieśli się do Polskiego Radia, a firma przy ul. Narbutta zajęła się wyłącznie produkcją aparatury radiowej. Tak było do roku 1928, kiedy to P.T.R. ogłosiło upadłość.

"Na burzliwe zebranie wierzycieli przybył specjalny wysłannik brytyjskiej Marconi Wireless Telegraph Co Ltd. i zakończył spory jednym pociągnięciem pióra, kładąc podpis na czeku opiewającym na zawrotną kwotę 5 tys. funtów szterlingów (milion przedwojennych złotych). Upadła firma została wykupiona przez Brytyjczyków z Marconiego i przekształcona w Polskie Zakłady Marconi S.A.". Wtedy też na tyłach budynku powstała nowa hala produkcyjna dostawiona do starych zabudowań. Dawno też zdemontowano sam maszt radiowy.

W tym stanie budynek przetrwał do 1944 r. Niemcy wysadzili hale produkcyjne i spalili budynek frontowy. Już po wojnie jego mury posłużyły do budowy trzypiętrowego budynku mieszkalnego.

Mury P.T.R. przetrwały do dziś. Ukryte są jednak w kompletnie innym budynku. To trzypiętrowa kamienica zbudowana tu po drugiej wojnie światowej, dziś mieści Ośrodek "Karta", a przez lata jednostkę wojskową.


Ciekawostki:
  1. Jan Kiepura  rozpoczął długa tradycję występów przed mikrofonem radiowym wielkich polskich artystów. Honorarium za występ w P.T.R. wynosiło 25 zł. i było niezależne od wielkości i blasku występującej gwiazdy. Skalkulowano je na poziomie dojazdu taksówką z centrum do rozgłośni wówczas znajdującej się na przedmieściach Warszawy. Następny występ Jana Kiepury przed mikrofonami Polskiego Radia odbył się 1929 roku. Honorarium wyniosło  20 000 zł. Trzeba jednak dodać, że artysta przekazał je na cele dobroczynne.
  2. Na zapleczu budynku zostały wybudowane we własnych warsztatach mechanicznych dwa 40-to metrowe  maszty anteny nadawczej rozsunięte względem siebie na odległość 20 m.  
    1925 r.
    3.  W studio P.T.R,  w czasie audycji Kazimiera Niewiarowska. przed pierwszym w Polsce mikrofonem radiowym. Był to kilkunastu-kilogramowy mikrofon dynamiczny firmy Marconi.  W celu uzyskania dobrych warunków akustycznych ściany wyłożono grubym, zielonym suknem a podłogę matami z włókien kokosowych.

I Miejska Szkoła Rękodzielnicza Żeńska - ul. Kazimierzowska 60

przed 1939
listopad 2011
źródło: Zdjęcie - Szymon Patoka
I Miejska Szkoła Rękodzielnicza Żeńska

Architekt: Marian Kontkiewicz.
Budowa: w latach 1926-28.Szkoła Rękodzielnicza (założona z inicjatywy Towarzystwa „Rozwój” 10.12.1915 r.) pierwotnie mieściła się przy ul. Nowowiejskiej 27, w jednym z budynków na terenie zespołu rosyjskiego szpitala wojskowego.
W 1921 r.szkołę przeniesiono na Mokotów; miała być to przeprowadzka tymczasowa, jednak po kilku latach okazało się, że szkoła zostanie na Mokotowie na dłużej, toteż dla jej potrzeb wzniesiono nowy gmach na rogu ul. Kazimierzowskiej i ul. Narbutta.

Podczas II wojny św. w gmachu mieściły się niemieckie koszary SS, mimo ciężkich walk niezdobyte podczas Powstania Warszawskiego (atakowane już 1 sierpnia przez batalion „Bałtyk” ze Zgrupowania Pułku Baszta).

 Zdj. własne ;) 10/2015
W okresie powojennym zespół rozbudowano o nowe skrzydła od strony ul. Wiśniowej.

Obecnie: Zespół Szkół Odzieżowych, Fryzjerskich i Kosmetycznych nr 22. Patronka Technikum Odzieżowego i Fryzjerskiego - Maria Bratkowska.
Maria Bratkowska

W budynku mieszczą się:
  1. LXXXII Liceum Ogólnokształcące
  2. Technikum Odzieżowe i Fryzjerskie
  3. Zasadnicza Szkoła Zawodowa nr 4
  4. Szkoła Policealna nr 11
  5. Technikum Uzupełniające nr 10 dla Dorosłych
  6. Szkoła Policealna nr 50 dla Dorosłych
  7. Zasadnicza Szkoła Zawodowa nr 58 dla Dorosłych

wtorek, 23 lipca 2013

Szpital Sióstr Elżbietanek - ul. Goszczyńskiego 1




Szpital Sióstr Elżbietanek przy ul. Goszczyńskiego 1 
Historia obiektu
Budynek dawnego Szpitala Sióstr Elżbietanek został wzniesiony w latach 1929–1931 staraniem Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety jako szpital pod wezwaniem św. Antoniego. Ówczesna nazwa szpitala wpisuje się w historię misyjnej działalności Sióstr Elżbietanek na rzecz niesienia pomocy chorym. Jej początek wiąże się z działalnością hr. Julii Aleksandrowicz, która pod wpływem osobistych przeżyć postanowiła poświęcić się niesieniu pomocy chorym. Zdobyła wykształcenie pielęgniarskie w Wiedniu i Berlinie, a po powrocie do Warszawy postanowiła stworzyć własny szpital. W tym celu z jej inicjatywy powstało w 1902 roku w Warszawie Towarzystwo Opieki nad Chorymi Pozaszpitalnymi pod wezwaniem św. Antoniego, które dzięki darowiznom i datkom zakupiło w 1908 roku budynek przy ul. Topiel 14, gdzie urządzono szpital pod wezwaniem św. Antoniego. Hr. Julia Aleksandrowicz do pracy w tym szpitalu sprowadziła w 1922 roku z Poznania pierwsze Siostry Elżbietanki. To one, a zwłaszcza matka przełożona Ludwika Opertowska, wystąpiła w 1928 roku z ideą budowy nowego szpitala. W tym celu Siostry Elżbietanki zakupiły plac na Mokotowie przy ul. Goszczyńskiego 1.

W dniu 15 sierpnia 1929 roku nuncjusz papieski w Polsce arcybiskup Franciszek Marmaggi poświęcił kamień węgielny pod budowę nowego szpitala pod wezwaniem św. Antoniego. Budowę szpitala ukończono w 1931 roku. Wzniesiony czteropiętrowy gmach posiadał oddziały: wewnętrzny, chirurgię, laryngologię, ginekologię i okulistykę. W szpitalu mieszkały również Siostry Elżbietanki.

W okresie okupacji niemieckiej szpital funkcjonował jako placówka cywilna pod zarządem niemieckim. Po Powstaniu Warszawskim w 1944 roku szpital w 90 procentach został zniszczony przez Niemców, a Siostry Elżbietanki wywiezione do obozu w Pruszkowie.

Po wojnie Siostry Elżbietanki jako właścicielki zburzonego budynku zwróciły się w 1946 roku do ówczesnego Wydziału Zdrowia Rady Narodowej w Warszawie z prośbą o pomoc finansową na odbudowę szpitala. Pomoc taką uzyskały w zamian za dziesięcioletnią dzierżawę szpitala. Odbudowa szpitala prowadzona była w latach 1946–1948.

W 1949 roku szpital upaństwowiono. Siostry Elżbietanki pracowały w nim i mieszkały jeszcze do 1954 roku, kiedy to zostały wyrzucone ze szpitala. W okresie powojennym szpital nosił nazwy: Szpitala Miejskiego nr 6 w Warszawie, Szpitala Sióstr Elżbietanek oraz zwyczajową nazwę używaną przez pacjentów – „szpital na Goszczyńskiego”.
 Szpital przed remontem.
                                                                 Szpital po remoncie.
W poniedziałek tj. 27 maja 2013 r. został uroczyście otwarty w Warszawie Szpital św. Elżbiety - Mokotowskie Centrum Medyczne Sp. z o.o., działający w zrewitalizowanym obiekcie dawnego Szpitala Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety przy ul. Goszczyńskiego.
Szpital św. Elżbiety dysponuje łącznie 146. łóżkami w 1-, 2- i 3-osobowych salach pacjentów, w tym 12. łóżkami opieki pooperacyjnej i 6. stanowiskami AOIT oraz 12 stanowiskami chemioterapii ambulatoryjnej, a ponadto izbą przyjęć, centralnym blokiem operacyjnym (5 sal operacyjnych), zakładem diagnostyki obrazowej, 6. gabinetami zabiegowymi, poradnią z 12. gabinetami badań, laboratorium analitycznym, centralną sterylizatornią oraz apteką szpitalną.

Historia polskiej medycyny
Szpital miał niewątpliwe sukcesy i był na mapie Warszawy ważną placówką służby zdrowia.
Jeszcze przed upaństwowieniem szpitala w 1946 r. powstał w nim jako jeden z pierwszych w kraju Oddział Gastrologiczny, w 1951 r. przekształcony w Klinikę Gastroenterologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego (CMKP) – prof. Eugeniusz Butruk, prof. Witold Bartnik.
W szpitalu powstał w 1954 r. pierwszy w Polsce Oddział Chorób Układu Krążenia (prof. Edmund Żera), przekształcony później w Klinikę Kardiologii Instytutu Doskonalenia Kadr Lekarskich, a następnie CMKP.
Szpital był placówką rozwoju kadr dla kardiologii; w nim rozpoczynał pracę m.in. prof. Witold Rużyłło.
Szpital był również ważnym ośrodkiem rozwoju chirurgii; ordynatorami Oddziału Chirurgii byli prof. Jerzy Rutkowski i prof. Henryk Rykowski.
W szpitalu swoje początki miała chirurgia naczyniowa (Katedra i Klinika Chirurgii Naczyniowej CMKP), którą tworzyli i rozwijali m.in. prof. Wojciech Noszczyk i prof. Mieczysław Tylicki – twórca polskiej proktologii.
Możliwości rozwojowe szpitala były jednak ograniczone: w okresie powojennym, od czasu odbudowy, nie przeprowadzono remontu generalnego budynku, a plany jego rozbudowy nie zmaterializowały się.

Pamięć o historycznych postaciach Szpitala:

Hrabina Julia Aleksandrowicz – założycielka Towarzystwa Opieki nad Chorymi Poza szpitalnymi pod wezwaniem św. Antoniego.
Matka Ludwika Opertowska – założycielka Szpitala przy ul. Goszczyńskiego 1.
Prof. Edmund Żera – twórca pierwszej w kraju Kliniki i Katedry Kardiologii.
Prof. Eugeniusz Butruk – wieloletni Konsultant Krajowy w zakresie gastroenterologii, twórca Kliniki Gastroenterologii.
Prof. Witold Bronisław Bartnik – twórca wielu nowatorskich technik operacyjnych.
Prof. Jerzy Rutkowski – wieloletni ordynator Oddziału Chirurgicznego.
Doc. dr Mieczysław Tylicki – twórca polskiej proktologii.

Ciekawostka:
1.  Szpital św. Elżbiety – Mokotowskie Centrum Medyczne Sp. z o.o. w Warszawie jest pierwszym ośrodkiem w Polsce dysponującym urządzeniem NanoKnife produkowanym przez amerykańską firmę Angiodynamics.

Do tej pory urządzenia te wykorzystywane były w USA i krajach Unii Europejskiej.
Urządzenie to dzięki swojej nowatorskiej metodzie działania otwiera nowy rozdział leczenia onkologicznego, zapewniając możliwość leczenia zmian nowotworowych do tej pory uznawanych za nieoperacyjne i skazujących pacjentów na leczenie paliatywne.
Urządzenie wykorzystuje nowatorską metodę nietermicznej ablacji, działającą w oparciu o nieodwracalną elektroporację błony komórkowej. Pozwala to na trwałe uszkodzenie komórek przy jednoczesnym zachowaniu funkcji ważnych dla organizmu ludzkiego struktur, takich jak naczynia krwionośne, nerwy czy drogi żółciowe.
Metoda ta została zaaprobowana w USA i Europie po pomyślnych próbach leczenia zmian wątroby, trzustki, prostaty i nerek, niemożliwych do leczenia innymi metodami.


AKTUALIZACJA:
1. Szpital otwarto jako prywatną placówkę, niemającą - jak mówił pełnomocnik miasta w 2014 r. - kontraktu z NFZ (może dlatego wokół szpitala jest tak cicho???).
2. W 2013 r. SO oddalił powództwo Prowincji Warszawskiej Zgromadzenia Sióstr Św. Elżbiety przeciw miastu o zapłaty 594 tys. zł wraz z odsetkami za pogorszenie stanu obiektu w okresie między 2003 r. a 2006 r. Siostry twierdziły, że zarządzając budynkiem, miasto nie dokonało wymaganych remontów i napraw, które kosztowałyby ok. 600 tys. zł.
SA uznał wyrok SO za słuszny, a zakon obciążył zwrotem miastu 10 tys. zł kosztów sprawy.
3. Elżbietanki wygrały już wcześniej inny proces z miastem o zapłatę 680 tys. zł odszkodowania, gdyż musiały na swój koszt usunąć z dawnego szpitala ruchomości w nim pozostawione.
4. Link na FB (można poczytać recenzje, zobaczyć kto i jak ocenił szpital) https://www.facebook.com/szpitalse/timeline

 Poniżej dwa zdj. z listopada 2015 r.

poniedziałek, 22 lipca 2013

I Ośrodek Zdrowia i Opieki - ul. Puławska 91 róg ul. Dolnej (obecnie nie istnieje)



Budowa: 1925. Wzniesiony dzięki pomocy fundacji Rockefelera ośrodek zdrowia stał się wzorem dla pozostały ośrodków zakładanych w poszczególnych dzielnicach Warszawy. Prawdopodobnie do zespołu Ośrodka należał, także budynek przy Puławskiej. Przy ośrodku, przy ul. Dolnej w 1924 zbudowano, także ozdobny zdrój.

Poniżej zabudowań Ośrodka, przy ul. Dolnej, ale pod wspólnym adresem Puławska 91, znajdował się wzniesiony około 1914 gmach Instytutu Higieny Psychicznej.
Zniszczony: budynek uległ zniszczeniu w czasie II wojny św.


Do roku 1944 na rogu Dolnej i Puławskiej stały zabudowania Pogotowia Opieki dla Dzieci. W czasie Powstania był tam szpital.
Cyt. za Rzeczpospolitą: http://www.rp.pl/artykul/342712.html
"Uciekajcie, palą nas
Opis tych przerażających wydarzeń zachował się w relacji Mieczysława Dobrowolskiego 'Bogumiła', dziennikarza mieszkającego przy ul. Narbutta. Niespełna dwa tygodnie przed zajęciem przez Niemców Mokotowa zachorował ciężko na czerwonkę. Trafił do szpitala mieszczącego się w niewielkim jednopiętrowym budynku obok ulicy Puławskiej, przy skarpie opadającej w ulicę Dolną. 26 września Niemcy przystąpili do skoncentrowanego ataku wzdłuż ulicy Dolnej, siejąc śmierć i zniszczenie. Pociski niemieckie rwały się nieomal tuż przed oknami naszego szpitala. (...) W chwilach opadania pyłu przez czeluści okien widać było wycofujące się z Dolnego Mokotowa oddziały powstańcze. Posuwali się gęsiego pod murami zwalonych i dymiących domów, obdarci i często okrwawieni. Obok nich szły sanitariuszki, podtrzymując rannych; nie młode dziewczęta, ale upiory, chude i brudne, o gorejących jak węgle oczach. (...) Paniczny strach przed Niemcami ogarnął nawet ludzi bardzo odważnych. Chorzy niszczyli opaski i dystynkcje powstańcze, zachowując najczęściej jedynie legitymacje swoich formacji. (...) Około jedenastej nastąpiła całkowita cisza, aż w uszach dzwoniło, i po chwili usłyszeliśmy znienawidzony szwargot Niemców. Rozmawiali z personelem naszego szpitala. Po paru minutach zjawiła się jedna z pielęgniarek, oświadczając, że Niemcy obiecali dostarczyć żywność i medykamenty oraz przyrzekli pełne bezpieczeństwo chorym. Zapanowała nieopisana radość. Czując, że wyrządzam wielką krzywdę współtowarzyszom, zabierając im nadzieję ujścia z życiem, powiedziałem między innymi: Ja im nic nie wierzę. Tamtej nocy Dobrowolski nie mógł zasnąć, myślał o bliskich, o tym, czy dane mu będzie się z nimi spotkać. Za oknami słychać było kroki, a następnie jakby przesuwanie szaf w korytarzu bądź w sąsiedniej izbie. Po pewnym czasie znów usłyszałem jakieś kroki, którym towarzyszyły ciche rozmowy i chrobot tak jakby przekręcanych w zamkach kluczy. Po czym znów nastąpiła cisza. W naszej izbie wszyscy spali, oddychając lekko. Długo nadsłuchiwałem. Potem zmorzony snem przytuliłem głowę do poduszki. Obudził mnie blask i zapach dymu. Przetarłem rękami oczy klejące się od brudu. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to jakiś koszmarny sen. Iskry padały na poduszkę przez otwór okienny do naszej izby. A z sąsiednich izb dochodziły do mych uszu pojedyncze nawoływania: Siostro, ratunku, siostro!. Wokół mnie wszyscy spali, nie przeczuwając nic złego. Zdenerwowany do ostatnich granic wydobyłem ukryty rewolwer i wsunąłem do kieszeni. Począłem budzić chorych. (...) Uciekajcie, palą nas! Poczułem się z nagła silny. To było zdumiewające. Jeden skok na taboret, następnie drugi przez okno i znalazłem się po chwili pomiędzy płonącym szpitalem i siatką drucianą oddzielającą skarpę ulicy Dolnej od płonącego szpitala. Z wnętrza szpitala dochodziły nawoływania i krzyki płonących ludzi. Płomienie huczały. Ogień trawił łatwopalny materiał budynku. Dopadłem siatki, w której wyciągniętymi rękami szukałem jakiegoś przejścia. (...) Znalazłszy się przy narożniku budynku, wychyliłem głowę. Z dala ujrzałem w świetle płonącego szpitala sylwetki Niemców z rozpylaczami w rękach. Schowałem natychmiast głowę i zacząłem się cofać tą samą drogą, czepiając się rozpaczliwie siatki. (...) Nieludzkie krzyki płonących żywcem ludzi zlewały się z szumem pożaru i terkotem broni maszynowej.

W śmierci wybawienie
Dobrowolski piwnicami posuwał się w dół Mokotowa. Zatrzymał go mężczyzna niski, krępy, o skośnych oczach, w mundurze niemieckiego żołnierza. Zaprowadził Polaka do domu, gdzie siedziało dwóch sierżantów. Jeden z nich wymierzył pojmanemu cios. Widząc, że mnie już nic nie uratuje, prosiłem, by mnie zastrzelił. W śmierci widziałem swoje wybawienie. Skąd w swojej pamięci znalazłem tyle słów niemieckich, nie jestem tego w stanie zrozumieć, gdyż w szkole miałem bardzo słabe stopnie z niemieckiego, a później nigdy nie posługiwałem się tym językiem. Niemiec, patrząc na mnie, stanął jak wryty. Pięści mu się rozkurczyły i przyglądał mi się badawczo. Po chwili wskazał krzesło. Usiadłem bez wahania i poprosiłem o papierosa. Niemiec podał mi i zapalił. Gdy zaciągnąłem się, wszystkie ściany i meble zaczęły wokół mnie wirować. Straciłem przytomność.

Potem Dobrowolski został przejęty przez inną grupę żołnierzy wroga albo antyfaszystów, albo przekonanych o beznadziejności dalszej wojny. Dali mu ubranie, buty, nalali wódki. Polak znalazł się wreszcie w szpitalu na ulicy Chocimskiej, z którego został ewakuowany razem z innymi rannymi i chorymi. Z wolna kolumna wozów poruszała się wzdłuż ulicy Puławskiej. Jeszcze raz spojrzałem na gruzy i popiół po spalonym szpitalu, ale już nie myślałem o tej koszmarnej nocy. Myśli moje zaabsorbowane były nie dniem wczorajszym. Zastanawiałem się, gdzie nas wiozą Niemcy i co przyniesie dzień następny. Za kolejką grójecką na szosie zaczęli pojawiać się ludzie. I w miarę jak oddalaliśmy się od Warszawy, ludzi było coraz więcej. Zeskoczyłem z wozu i przez jakiś czas szedłem przy nim, obserwując szosę i wzdłuż niej chodzących ludzi. W pewnym momencie uskoczyłem w bok do rowu, gdzie ukryłem się za jakimiś krzakami. Gdy kolumna wozów przejechała, spokojnie wyszedłem i nawiązałem rozmowę z jakąś kobietą niosącą na plecach duży tobół pościeli. Szła do Pyr, gdzie zamieszkała wraz z mężem, gdy wybuchło powstanie. Mąż jej był tramwajarzem, pracował w zajezdni na Mokotowie. Zaprowadziła mnie do siebie. Mieszkała w jakimś domu po niemieckich osadnikach. Pamiętam, że na sąsiednim domu była tabliczka z nazwiskiem Baer. Przenocowałem u tych miłych i zacnych ludzi. Nakarmili mnie jakąś kaszką miałem dalej czerwonkę i wyprawili w dalszą drogę.(...)".


Ciekawostki:
  Zdjęcie z listopada 2015 r. (własne)
  • róg ul. Puławskiej – Zdrój powstał w 1924 r. dzięki staraniom doktora Stanisława Stypułowskiego, który był wtedy kierownikiem ośrodka zdrowia na Mokotowie. Na polecenie ówczesnych władz Warszawy źródełko ozdobiono odlanymi z brązu płaskorzeźbami trytona (zwanego również delfinem) i warszawskiej syrenki. Po przebudowie w 1928 r. wylotu Dolnej w Puławską dostęp do zdroju się pogorszył. Najgorsze nadeszło jednak w latach 90., kiedy to nad płaskorzeźbami zaczęli się pastwić wandale. Po tym, jak w 1998 r. ktoś po raz kolejny ułamał syrence rękę, płetwę i kawałek miecza, władze dzielnicy oddały rzeźby do konserwacji. Już nie wróciły na miejsce tylko leżą w magazynie i czekają  do czasu ewentualnego remontu lub przeniesienia zdroju w inne miejsce (plany zagłębienia ul. Dolnej w tunelu pod ul. Puławską);
  • Sierpień 2017 r. źródełko jest czynne, płynie woda. 
  • róg ul. Puławskiej – krzyż przydrożny. Zdjęcie wykonane przeze mnie (listopad 2015 r.).

Instytut Moralnie Zaniedbanych Dzieci - ul. Puławska 97




Opis:
~1853 Henryk Marconi. Klasycystyczny. Wystawiony dla pierwszej placówki wychowawczej w Warszawie założonej w 1830 roku z inicjatywy Fryderyka hr Skarbka (do czasu wybudowania tej siedziby Instytut zajmował kolejno różne budynki w mieście). Częściowo wypalony w 1944 roku. Odbudowa 1948-1950 J. Brzeziński dla Państwowego Zakładu Wychowawczego.
Projektanci (związani z historią obiektu, wymienieni w porządku alfabetycznym):

Tzw. Instytut Mokotowski
Instytut Moralnie Zaniedbanych Dzieci został powołany do życia dzięki staraniom Fryderyka hr. Skarbka. Inicjatywa ta została zrealizowana zarówno dzięki wsparciu ze strony osób prywatnych, jak i administracji państwowej. Wzmiankowany Instytut został otworzony z dniem 1 października 1830 r., z założeniem wdrożenia prawidłowego wychowania tzw. „moralne zaniedbanych dzieci”. Znajdował się on w oddzielnym domu, zakupionym na własność Instytutu. W momencie, gdy opuściło już mury tego Instytutu 10 wychowanków, na skutek wydarzeń 1831 r. wielu dobroczyńców i założycieli tej instytucji wyjechało jednak z Warszawy, co wiązało się z szybkim wyczerpaniem funduszy, przeznaczonych na utrzymanie wzmiankowanej instytucji. Miały przecież owe fundusze napływać w formie darów od nieobecnych już po wybuchu Powstania Listopadowego osób.  

Na mocy decyzji Rady Administracyjnej z dnia 23 marca/4 kwietnia 1834 r., korzystając z funduszów, jakie pozostały po nieistniejącym już pierwotnym Instytucie Moralnie Zaniedbanych Dzieci, a także czerpiąc z dobrowolnych składek oraz przy współudziale pomocy rządowej (w formie bezpłatnej dostawy materiałów budowlanych), Rada Opiekuńcza wystawiła budynek przeznaczony dla nowego już Zakładu Wychowania Dzieci Moralnie Zaniedbanych. Stanął on na terenie ogrodu należącego do Domu Przytułku i Pracy w Warszawie , praktycznie w całkowitej izolacji od terenów tego ostatniego ośrodka, gdzie przebywali notoryczni już „włóczędzy i żebracy”. Jedyną rzeczą jaka łączyła oba instytuty była wspólna administracja. W nowo wybudowanym domu zagospodarowano pomieszczenia mieszczące jednocześnie 28 wychowanków, a także przygotowano ubrania i wszelkie niezbędne sprzęty i naczynia. Dopiero po dokonaniu tych wszystkich czynności, reanimowany niejako Instytut/Zakład otworzył formalnie swoje podwoje w dniu 1 stycznia 1835 r. 
Zgodnie z zasadami organizacji i funkcjonowania Instytutu, mogli w nim przebywać ci chłopcy w wieku od 6 do 14 lat, którzy zostali zatrzymani przez policję za włóczęgostwo, żebractwo czy drobne kradzieże. Ośrodek przyjmował też tzw. dzieci zdemoralizowane, które zostały oddane tu przez własnych rodziców czy opiekunów.

Jako Młodzieżowy Dom Kultury przy ulicy Puławskiej 97 placówka istnieje od 1 stycznia 1968 roku.

W dniu 16 listopada 2012 r. odbyło się uroczyste spotkanie pt.: " 150 lat historii Instytutu Moralnie Zaniedbywanych Dzieci, jako przykład działań na rzecz kultury, oświaty i wychowania w Warszawie i na Mokotowie".


Ciekawostka:
  1. W ciągu całego roku 1838 opuściło Instytut ogółem 37 „pensjonariuszy”, spośród których:
a) jedenastu chłopców przekazano do rodziców względnie opiekunów, traktując ich jako osoby które poprawiły w międzyczasie swój charakter,
b) siedemnastu chłopców przekazano „do terminu” odbywanego u majstra, względnie umieszczono ich w domach prywatnych w charakterze służących,
c) pięciu chłopców przeniesiono do pobliskiego Domu Przytułku i Pracy, traktując ich jako „niepoprawnych” osobników,
d) dwóch chłopców przekazano do Zakładu Wojennych Kantonistów.
e) jeden chłopiec uciekł z Instytutu.
f) jeden chory chłopiec pozostawał poza murami Instytutu, przebywając w szpitalu.
=script> async src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js">